Tydzień temu odbyła się ceremonia zakończenia XXX Igrzysk
Olimpijskich. Zawody rozgrywane w Londynie z pewnością zostaną w pamięci
kibiców. Część z nich zapamięta je jako niespodzianki i świetne starty
ich ulubieńców, inni będą chcieli jak najszybciej o nich zapomnieć.
Fot. cedr.com |
Do stolicy Wielkiej Brytanii pojechało 218 reprezentantów Polski. Biało-czerwoni rywalizowali w dwudziestu trzech dyscyplinach. Wśród polskich sportowców można było upatrywać nadziei na olimpijskie medale, choć oczekiwania były jednak zbyt wygórowane. Nasi reprezentanci mogli pochwalić się tylko (a może aż?) dziesięcioma "krążkami" olimpijskimi.
Wśród
wymienianych do olimpijskiego podium byli m.in. Agnieszka Radwańska
(tenis), Anna Rogowska (skok o tyczce), Konrad Czerniak (pływanie), czy
chociażby polscy siatkarze. Nasza tenisistka, a także podopieczni Andrei
Anastasiego byli wręcz pewniakami, jednak zawody nie potoczyły się
po ich myśli. Nikt z wyżej wymienionych oraz pozostałych, którzy mieli
zdobyć medal, nie stanął na podium. Wszyscy musieli pogodzić się
z porażką i wrócić do kraju ze spuszczonymi głowami.
W naszej
reprezentacji znalazły się jednak "perełki", które pomimo dawania im
niewielkich szans, stanęły na olimpijskim "pudle". Nikt nie spodziewał
się medalu w konkurencji strzelania z karabinu pneumatycznego kobiet,
czy podnoszeniu ciężarów w kategorii do 105 kg. Polacy, którzy walczyli
w tych dyscyplinach, sprawili kibicom nie lada niespodziankę
i zainteresowali ich poszczególnymi sportami. Dziś już wszyscy wiedzą
o istnieniu Sylwii Bogackiej, Bartłomieja Bonka, a także naszych
wioślarek - Julii Michalskiej i Magdaleny Fularczyk.
W ekipie
biało-czerwonych byli również tacy, którzy dotrzymali swoich obietnic.
W tym gronie znaleźli się: Tomasz Majewski, Adrian Zieliński, a także
Anita Włodarczyk. Nasz kulomiot obronił tytuł mistrza olimpijskiego
sprzed czterech lat. Swój pierwszy złoty medal wywalczył podczas igrzysk
w Pekinie. W tym roku pokonał kontuzję, pokonał passę słabych występów
i w ostateczności pokonał rywali w finale pchnięcia kulą. Mistrz świata
z 2010 roku w podnoszeniu ciężarów również potwierdził, że jest
w najwyższej formie. Zieliński po raz pierwszy stanął na olimpijskim
podium. Polak zdobył złoto i na dobre wpisał się do kanonu najbardziej
utytułowanych polskich sztangistów. Po odejściu tragicznie zmarłej
Kamili Skolimowskiej jej rolę przejęła Włodarczyk. Miotaczka przed
wyjazdem do Londynu miała na koncie kilka ważnych tytułów. Mistrzyni
świata i mistrzyni Europy zdobyła srebro XXX Igrzysk Olimpijskich. Swój
medal zadedykowała właśnie Skolimowskiej.
Wszyscy są dumni
z osiągnięć Polaków. Jedne były do przewidzenia, inne nie. Ale co
z tymi, którzy przegrali walkę o spełnienie olimpijskich marzeń? Wielu
sądzi, że nie byli oni godni występu w igrzyskach. Bardziej wyrozumiali
"tylko" skreślili ich z listy swoich ulubionych sportowców. Natomiast
wierni kibice mimo porażki deklarują dalsze wsparcie. I kto tu ma racje?
Jak
powszechnie wiadomo, igrzyska olimpijskie są organizowane co cztery
lata. Wielu sportowców podporządkowuje swoje treningi i przygotowania
właśnie pod olimpiadę. W końcu to najważniejsza impreza sportowa,
a zdobycie medalu jest ogromnym osiągnięciem. I czasami jeden dzień,
jeden start może pozbawić ich tego wyróżnienia. W tym roku w Londynie
szczęście nie uśmiechało się do Polaków, a kibice nie pozostawili
na nich "suchej nitki".
"To było do przewidzenia", "Kto ich tam
wysłał?", "Najedliśmy się przez nich wstydu" - to nieliczne komentarze,
które można było usłyszeć od zagorzałych fanów naszych reprezentantów.
Słowa krytyki pojawiały się za każdym razem, gdy w mediach huczało
o kolejnej porażce polskich sportowców. Obok kibiców z negatywnymi
ocenami, ustawili się eksperci, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej
i najchętniej wydają surowe komentarze. Wszyscy mieli prawo
interpretacji poszczególnych występów biało-czerwonych. Każdy mógł
skomentować i przedstawić swoją ocenę. Jednak czy "wieszanie psów"
na naszych reprezentantach to na pewno dobre posunięcie?
Wśród
wrzawy negatywnych opinii mało kto zauważył coś, co "poszło na marne".
Tak naprawdę każdy z polskich sportowców był nadzieją na olimpijski
medal. To, że znaleźli się w wąskim gronie naszych przedstawicieli, było
świadectwem ich wartości i umiejętności. Wielu chciałoby być na ich
miejscu. Sam przemarsz podczas ceremonii otwarcia był dla nich czymś
więcej, niż zwykłą paradą. Każdy dzień spędzony w Wiosce Olimpijskiej
będzie przez nich mile wspominany, a każdy start zapamiętany jako
przygoda życia. Jednak, żeby móc zaznać wyżej wymienionych przeżyć,
sportowcy musieli poświęcić wiele elementów, które złożyły się na ich
sukces, bądź też na bolesną porażkę.
Trening to nie tylko
codzienne ćwiczenia. To wiele godzin spędzonych na hali i siłowni, wiele
wysiłku, wiele nerwów, wiele bólu i jeszcze więcej poświęcenia. Żeby
w tym uczestniczyć, trzeba zapomnieć o urlopie, zrezygnować
z przyjemności i opuścić rodzinę. Szczególnie ostatni powód zdaje się
być najtrudniejszym. Jako młode talenty wyjeżdżają z domu, zostawiając
ojca, matkę i rodzeństwo, by móc uczyć się od najlepszych. Jako dojrzali
zawodowcy "porzucają" żony/mężów i dzieci. Rozstania z najbliższymi są
dla nich przykrą przeszkodą – na szczęście do pokonania. Obok trybu
życia, różnego rodzaju diet, braku czasu na hobby czy nawet chwili
odpoczynku, jest to wyrzeczenie, na które każdy sportowiec zgadza się
w momencie postawienia siebie w roli zawodowca. Nie zapominajmy również
o kontuzjach, które pojawiają się nagle i nie zawsze są łatwe
do zwalczenia. Pokonanie ich wymaga zabiegów, rehabilitacji i wielu
ćwiczeń. Całość zabiera, a zarazem ujmuje, czasu do przygotowań
na kolejne zawody. Wszystko po to, by spełnić swoje marzenia,
by osiągnąć najwyższe cele, by pokonać własne słabości i zostać
rekordzistą. Nie wszystkim jednak się udaje.
Niezależnie od
rodzaju uprawianej dyscypliny, przegrani odnoszą podwójną porażkę:
zawodową i życiową. Wiele dni, miesięcy, a nawet lat w tym małym
momencie niepowodzenia bezpowrotnie traci sens. Dla niejednych
to dramat, który ciężko wymazać z pamięci. Zatem czy warto ganić ich za
brak sukcesu? Czy sportowcy muszą tak podwójnie płacić za swoje klęski?
Odpowiedzi na te pytania pozostawię Państwu.
Więcej na NiceSport.pl
wystarczy poczytać na iglaszyte.pl jak np. siatkarze się czują. tak bardzo jest mi ich żal. najgorsze jest to, że teraz każdy uważa się za speca, a gdyby stał na miejscu któregokolwiek z nich na pewno jego zdanie by się zmieniło.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to chodzi, że każdy narzeka, ocenia, a tak naprawdę nie ma pojęcia jak się czują sportowcy, którzy zaprzepaścili swojej szansy o spełnieniu marzeń. Dla niektórych z nich były to ostatnie igrzyska... :(
Usuńwiem, sama to przeżywałam chociaż jestem TYLKO kibicem. Żal mi Igły, Gumy czy nawet Żygadło. Naprawdę :(
UsuńNie rozumiem ludzi, którzy przed jakąś imprezą mówią, że jedziemy po medal, że będą kibicować, a potem pytają 'Kto ich tam wysłał'... Nie rozumiem tej logiki...
OdpowiedzUsuńZawsze musi być wygrany i przegrany. Podczas gdy my 'płaczemy' po porażce naszego reprezentanta, kibice z drugiego kraju cieszą się ze zwycięstwa. Sport is brutal...
Najbardziej mi w tym wszystkim szkoda właśnie zawodników, bo tak jak napisałaś, to Oni najwięcej poświęcają, a nie My. I ten kto nigdy sportu wyczynowego nie uprawiał, kto nie widzi ile serca i wysiłku wkładają sportowcy po to, by przygotować się do imprezy, nie mają prawa po nich 'jeździć'.
Ja należę do tej drugiej grupy kibiców, która chciałaby tych IO jak najszybciej zapomnieć ;)
Pozdrawiam :)
A ja ostatnio spotkałam się z komentarzem "Jak oni się dostali na te Igrzyska? Grają jak juniorzy". Otóż gdyby grali jak juniorzy, na pewno na Igrzyskach by nie zagrali. nie lubię takich komentarzy!
OdpowiedzUsuńPoszło nam źle,ale to nie powód żeby ich krytykować. Wystarczy, że oni sami czują się strasznie, nie musimy im dokładac...
Niestety tak to już jest, że jak są sukcesy i "pewność" tego, że się powtórzą, to ludzie danego zawodnika prawie na rękach noszą, a potem mu na ręce zwalają tylko żale i pretensje... Świetnie to opisałaś wszystko. Ja osobiście uważam, że nie da się obejść bez swojego rodzaju krytyki, ale krytyki mądrej, bo po przegranej nie można udawać, że całkowicie nic się nie stało, to jednak nie można mówić, że wszystko było źle, że sportowcy nie znają się na tym co robią, albo całej winy zrzucać tylko na tych którzy występowali... trzeba pomyśleć, że powód przegranej może tkwić gdzieś głębiej, i po co od razu zbesztać sportowca??
OdpowiedzUsuńświetnie to ujęłaś, Pani Redaktor :))
OdpowiedzUsuń