wtorek, 3 lipca 2012

Różności: Kartka z pamiętnika


Obiecałam Wam, że napiszę o moich przeżyciach związanych z wyjazdem do Katowic. W końcu nadszedł ten moment, gdzie mam więcej czasu i mogę przelać moje (już) wspomnienia na "papier".


ZAKUPY

Od początku wiedziałam, że w tym roku nie może mnie zabraknąć w Katowicach. Żeby jednak postanowieniu stało się zadość musiałam zaopatrzyć się w bilet. Tak tak, jeden bilet, bo nie znalazłam kompana do wspólnego wyjazdu. Moim celem był mecz Polska-Brazylia. Ciężko było szybko i sprawnie zdobyć bilet, ponieważ serwery były przeładowane. Na szczęście po długim wyczekiwaniu udało mi się wrzucić do koszyka przepustkę do spełnienia marzeń. Początkowo miejsce wydawało mi się wspaniałe, jednak będąc w Spodku zmieniłam zdanie. Jednak najważniejsze jest to, że mogłam tam po prostu być. Pierwszy zakup: Bilet - mecz Polska-Brazylia - strefa zielona - sektor E - rząd 2 - miejsce 7.



NIESPODZIEWANA NAGRODA

Tuż przed rozpoczęciem się turnieju w Polsce, firma PLUS, która jest sponsorem polskiej reprezentacji, ogłosiła konkurs. Do wygrania były podwójne wejściówki na mecze Polaków. Nie mogłam nie skorzystać. Zadanie polegało na ułożeniu jak największej liczby haseł dopingujących biało-czerwonych w Londynie. Oczywiście rymowanki musiały być sensowne i ciekawe. Moja twórczość okazała się na tyle dobra, że udało mi się ułożyć ponad sto krótkich wierszyków (znajdziecie je tutaj: klik). Moje wysiłki nie poszły na marne. Organizatorzy przyznali mi nagrodę. I to podwójną nagrodę. Od PLUSA dostałam dwa podwójne zaproszenia na mecze Polaków. Dzięki wygranej mogłam podziwiać biało-czerwonych w piątek i sobotę. 



ANETT, MAMY PROBLEM

Mimo, iż miałam bilety na wszystkie trzy spotkania, z jednego musiałam zrezygnować. Ogłoszenie wyników było zbyt późno by móc zorganizować nocleg. Dwie nocki pod mostem lub na dworcu? Nie brzmiało zbyt dobrze. Zrobiłam zamieszanie ze sprzedażą wejściówek. 
// Mała prywata: Z tego miejsca po raz kolejny chciałabym przeprosić Agu i Domi. Dziewczęta, następnym razem postąpię inaczej ;* Wybaczcie. // 
Niestety w tak krótkim czasie nie udało mi się nawet znaleźć kogoś, kto kupiłby bilety po niższej cenie... Tak więc podarowałam je kibicowi z Katowic, który miał możliwość pójścia na mecz bez większych problemów, gdyż nocleg miał odgórnie załatwiony, przejazd właściwie zerowy, więc miał chłopak szczęście. Dlaczego padło na niego? Bo jest to kibic Interu Mediolan (tak jak ja)  i znam go ze stronki fcinter.pl (pozdrawiam wszystkich Interistów oraz redakcję tego portalu). Kiedyś zrobił mi prezent, więc teraz przyszła kolej na mnie. Mam nadzieję, że dobrze wykorzystał te bilety.

PIELGRZYMKA DO MEKKI

Tak! To już był ten dzień. 2 czerwca przyszedł bardzo szybko. Tak jak już wspominałam byłam szczęśliwą posiadaczką dwóch biletów na sobotę i jednego na niedzielę. W związku z tym w sobotę towarzyszyła mi koleżanka (Mariolciu, dziękuję Ci, że zechciałaś ze mną jechać ;* było wspaniale!). Z samego rana wyruszyłyśmy na Dworzec Centralny, z którego odjeżdżał nasz pociąg. Oczywiście Polskie Koleje Państwowe zawsze są "wspaniale" przygotowane do przejazdów... Weszłyśmy do wagonu, rozejrzałyśmy się i... wszystkie miejsca były zapełnione. Nie pozostało nam nic innego jak spędzić podróż na korytarzowych miejscówkach. Mimo wszystko nie przeszkadzało nam to, bo przecież jechałyśmy na mecz. Przejazd minął nam bardzo szybko. Dotarłyśmy na miejsce. To był nasz pierwszy wyjazd do Katowic. Nie znałyśmy miasta. No cóż... trzeba było sobie radzić. Zawsze wychodzę z założenia, że po coś mamy język. W tym przypadku przydał się nam niesamowicie. Powoli dotarłyśmy na przystanek z którego odjechałyśmy do miejsca naszego zakwaterowania. A tam przeżyłyśmy...

SZOK

"Szok" to odpowiednie słowo by określić nasze zdziwienie jakiego mogliśmy doświadczyć będąc na miejscu, w którym przypadło nam nocować. Z rozmowy przez telefon z właścicielką "ośrodka" dowiedziałam się, że jest to dobra miejscówka, 5 minut drogi do Spodka, dobre połączenie komunikacji miejskiej, szybkie przejazdy, ładne pokoje. Szczerze... nic się nie zgadzało. Owszem, było 5 minut do hali, ale samochodem... Autobusem musiałyśmy jechać około 20 minut. Pominę już fakt, że empek kursował co godzinę... Jednym słowem zadupie (bez urazy oczywiście, ale właściciele mogli powiedzieć prawdę, a nie kręcić). Pokoje i cały budynek pozostawiały wiele do życzenia. Fakt, były to pokoje robocze, ale jakiś standard chyba powinien być. Cena nie była wygórowana, ale za podobną kwotę w innych miejscach można spędzić fajną, miłą, spokojną noc, w bardzo dobrych warunkach. Czuć było starość, zero świeżości... Nie tylko my byliśmy zaskoczone. Reszta kibiców, którzy tam wylądowali również przeżyła szok. Oczywiście mi nie zależało na luksusach. Chciałam się tylko tam zdrzemnąć. Jednak przyznam, że za takie warunki powinna być nieco niższa cena. Z resztą zobaczcie sami:



POLSKA - FINLANDIA // KANADA - BRAZYLIA

Zostawiłyśmy rzeczy w ośrodku i wyruszyłyśmy na miasto. Moja koleżanka w niedziele wracała do Warszawy, dlatego chciałam wspólnie z nią pozwiedzać stolicę polskiej siatkówki. Obczaiłyśmy okolicę Spodka. Zrobiłyśmy kilka zdjęć i wylądowałyśmy w Maku na obiedzie. Mimo, że było jeszcze wcześnie powędrowałyśmy pod Spodek. Wszędzie były stoiska z koszulkami, szalami i innymi gadżetami. Postanowiłyśmy zaopatrzyć się w biało-czerwone bluzki. Tak się targowałyśmy, że dostałyśmy do nich w gratisie opaski na rękę.

Nadszedł czas otwarcia bramek. Weszłyśmy do środka. Wszystko wydawało nam się takie... hmmm... światowe. Przewędrowałyśmy się po parterze i ruszyłyśmy na nasz sektor. Okazało się, że bilety, które otrzymałyśmy od PLUSA były bardzo dobre: strefa czerwona - sektor K - rząd 7 - miejsca 1 i 2.

Kibice zaczęli rozgrzewać się jeszcze przed siatkarzami. Doping trwał podczas rozgrzewki, a w trakcie meczu był po prostu odlot Spodka. Wspaniała atmosfera i zabawa na trybunach - tego się spodziewałam, ale i tak miałam ciarki. W telewizji hala wydaje się ogromna, jednak w rzeczywistości taka wielka nie jest. To jest plus, bo kibice są blisko i można naprawdę poszaleć. Nie będę rozpisywać się o meczu, bo na pewno większość z Was go oglądała i wiecie jak się zakończył. Jak wiecie na meczach siatkówki każdy kibic otrzymuje biały/czerwony kartonik. Ja na swoim przed meczem napisałam: "Bardzo dobrze dziś zagracie i Finlandię pokonacie". Prorok? Nie... to było do przewidzenia :)

Próbowałam zdobyć zdjęcia i autografy, ale hotki są nie do przejścia... Poszłyśmy więc do miejsca dla dziennikarzy. Tam zrobiłam kilka fotek Zbyszkowi. Np.:



Tego samego dnia był rozgrywany mecz Kanady z Brazylią. Prawie cały Spodek był za Kanadyjczykami. Lekko się zdziwiłam, ale w sumie kibicowanie słabszym jest ciekawsze. Myślę, że nasi przyjaciele zza oceanu byli mile zaskoczeni takim dopingiem.

Po meczach podziwiałyśmy Spodek w ciemności nocy. Prezentował się świetnie, prawda?


Później wyruszyłyśmy do naszego ośrodka. Na szczęście zdążyłyśmy na ostatni autobus...ale fart!

DZIEŃ DRUGI

Z samego rana wyruszyłyśmy do centrum po jakieś śniadanko. Postanowiłyśmy już nie wracać na tereny Dąbrówki Małej Nowosam. Zabrałyśmy rzeczy i odjechałyśmy w siną dal. Na wykwintne restauracje nas nie stać, więc zrobiłyśmy zakupy w spożywczaku i spożyłyśmy posiłek w... parku :) Było całkiem przyjemnie. Następnie odprowadziłam koleżankę na pociąg i zostałam sama. Cóż mogłam robić. Szwendałam się po mieście w celu odkrycia piękniejszej części miasta. Muszę przyznać, że udało mi się. Niektóre kamienice i budynki robiły wrażenie. Chodziłam, chodziłam i w sumie się nudziłam. Dużo wcześniej poszłam na plac Spodka. Obserwowałam ludzi. To jest jednak wspaniałe, że siatkówka tak działa na poszczególne osoby. Śmiać mi się chciało jak widziałam hotki robiące sobie zdjęcie z Bartoszem Kurkiem... na plakacie hehe. Byli również tacy, dla których siatkarze i wyniki się nie liczą. Prawdziwi fanatycy, do których po części należę. Byłam jedną z osób, które weszły do środka. Na spokojnie zrobiłam kilka zdjęć hali w pełnej okazałości. Dotarłam do mojego miejsca i byłam zawiedziona tą miejscówką. Jednak najważniejsza na meczu jest obecność i doping, a nie widoki.

W pierwszym spotkaniu Finowie walczyli z Kanadą. Na początku wszyscy kibicowali Kanadzie, jednak z piłki na piłkę to się zmieniało. Ostatecznie Finowie wygrali. Sporo siły straciliśmy na tym meczu, dlatego podczas meczu Polska - Brazylia szybko osiadł doping. Choć chyba nie było tak źle. Wracając do pierwszego spotkania, to muszę przyznać, że siatkarze zrobili fajne widowisko sportowe. Kobieta, która koło mnie siedziała złapała piłkę od jednego z Kanadyjczyków. Nie chciałam się rzucać jak psy na kości i spokojnie pogratulowałam babci, która podarowała piłkę swojemu wnuczkowi. Nasz sektor bawił się świetnie, nawet kilka razy pokazali nas w tv i na telebimie. Jednak emocji takich jak podczas meczu z Brazylią nikt i nic nie zastąpi.
 
Spełnienie marzeń...
 
Tak, mecz z Canarinhos to było moje marzenie, które w końcu się spełniło. Już jako dziecko chciałam zobaczyć siatkarzy obu ekip walczących ze sobą w jakimś turnieju. I stało się. Niesamowite jak krótko na to czekałam, bo przecież te kilka lat zleciało w mgnienia oku. Chęć wygranej, rywalizacja i doping na maksa. To było coś. Nie umiem nawet tego ubrać w słowa. Ci którzy byli na pewno wiedzą o co chodzi. Pozostałych zachęcam do odwiedzin Mekki polskiej siatkówki, żeby przekonali się na własnej skórze jak wspaniale jest w Spodku.

Przykrym wydarzeniem tego dnia było pożegnanie Sebastiana Świderskiego, który oficjalnie pożegnał się z reprezentacją i powiedział, że być może jeszcze do niej wróci, ale na ławkę trenerską. Jeżeli ma być w tym dobry, to czemu nie? Jednak smutek ogarnął moje serce, bo jednak Świder zrobił wiele dla polskiej siatkówki. W sumie nadal robi i niech dalej robi. Łzy napłynęły do moich oczu. W sumie to nie jestem wrażliwa na takie sprawy, jednak ta cała atmosfera mi się udzieliła. Z jednej strony były to łzy radości po wygranej nad Brazylią, a z drugiej łzy wzruszenia z powodu pożegnania Sebastiana. Moment wzniosły i warty zapamiętania.

STRACH MA WIELKIE OCZY

Największym moim wyzwaniem był samotny powrót do Warszawy. Zastanawiałam się: "Aneta, co Ci przyszło do głowy, żeby wpaść na taki głupi pomysł, żeby wracać samej po nocy?". Jednak muszę przyznać, że nie żałuję. Nie było tak strasznie. Przełamałam swoje słabości i dzięki temu mam jedno doświadczenie życiowe więcej :D

NOWE ZNAJOMOŚCI

Kibice zawsze trzymają się razem, to jest święta prawda. Podobnie było tym razem. W naszym ośrodku poznałyśmy dziewczyny z Lublina. Asia i Aneta, które były z koleżanką, ale niestety imię mi umknęło. Pozdrawiam serdecznie. Na hali spotkałyśmy dziewczyny z Rzeszowa, które pomagały nam robić zdjęcia. Również przesyłam im pozdrowienia. Drugiego dnia siedziały koło mnie studentki z Lublina. Bardzo miłe i sympatyczne. Były pierwszy raz na meczu i były zachwycone. Wspólnie dopingowałyśmy i cieszyłyśmy się z każdego punktu. Na koniec mojego pobytu poznałam kolejne Lublinianki. Spędziłam z nimi bolesną, ale jakże niezapomnianą noc w pociągu. Mam nadzieję, że szczęśliwie dotarłyście do Lublina. Do zobaczenia na kolejnym meczu!

TO CO ZAPAMIĘTAM:

Sklepy z sukniami ślubnymi - widziałam je na każdym kroku.
GKS Katowice - w końcu dowiedziałam się o jakimś klubie z Katowic. Podobno nie lubią się z Ruchem Chorzów, co dało się zauważyć na każdym kroku pod inicjałami JR hehe
Spodek - emocje, mecze, wspaniałe wspomnienia.
PKP - Polacy Kochają Pociągi, oczywiście w przenośni.
Noc nie jest straszna - da się przeżyć. Całkiem fajny miałam powrót do Warszawy.
Dwie strony Katowic - ładniejsza i brzydsza.
Doping - jak na razie najlepszy jaki widziałam na polskich halach, choć na meczach piłkarskich (ale klubowych) też jest moc.
Pieśń o małym rycerzu i Mazurek Dąbrowskiego - a cappella, po prostu miażdży.
Pożegnanie Świderskiego - na zawsze będziesz z nami!
Nowe znajomości - pozdrawiam moich wszystkich towarzyszy. Do zobaczenia!

DO NASTĘPNEGO

Mam nadzieję, że następnym razem nie tylko ja umieszczę taki tekst na moim blogu. Zapraszam na mistrzostwa Europy, które już w przyszłym roku odbędą się w naszym kraju. Liczę na Waszą obecność i do zobaczenia!

NA ZAKOŃCZENIE

Piosenka, która zawsze jak leci w radiu przypomina mi o spodkowej atmosferze.
Perfekt - "Kołysanka dla nieznajomej"


Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało i że kolejna dawka długiego tekstu Was nie zanudziła :) Pozdrawiam!

Więcej zdjęć z wyjazdu znajdziecie TUTAJ.

7 komentarzy:

  1. Zazdroszczę wyjazdu, też bym chciała to wszystko zobaczyć, przeżyć, ale już tylko rok. W Gdańsku też napewno bedzie podobnie i będę też miała jakieś tam swoje wspomnienia ;D
    Genialnie to wszystko opisałaś, świetnie się czytało.
    Mam nadzieje, że za rok w Gdańsku się spotkamy...
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się spotkamy! Koniecznie! Liczę również na resztę blogowej ekipy :)

      Usuń
  2. Po przeczytaniu tego posta, jeszcze bardziej Ci zazdroszczę wyjazdu oraz coraz bardziej nie mogę się doczekać Memoriału ;)
    Chciałabym kiedyś pojechać mecz do Spodka, poczuć tę sławną atmosferę :) No i Spodek nocą... muszę to zobaczyć "na żywo".

    Tekst bardzo fajny, przyjemnie się czytało. To, że zdjęcia są super, to już chyba pisałam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. MAGIA ! :). świetny tekst ! :)
    aktualnie cierpię na chorobę pod tytułem : "zazdroszczę Anetce, bo też miałam z nią jechać." ;)
    może ME? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśku, wyjazd na ME sobie już dzisiaj zaklep i namawiaj rodziców :) Do Gdańska pojedziemy razem na pewno :*

      Usuń
  4. Boski post ;* Niesamowite przeżycia. Hahahah. Zazdroszczę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś pięknego! Też Ci zazdroszczę. Ale mam nadzieję, że i ja tam kiedyś będę :)

    OdpowiedzUsuń